Urodziłam się i większość swojego życia spędziłam w Bydgoszczy. Od najmłodszych lat grałam z bratem w piłkę nożną, która do dzisiaj jest moją pasją, a Pan Bóg czasem to wykorzystuje, aby wyjaśnić mi swoją taktykę gry.
Gdy miałam 14 lat powróciłam do Kościoła pod wpływem lekcji religii, na które musiałam chodzić. Nie pamiętam co mówiła Pani katechetka, ale widać było po niej, że spotkała Boga w swoim życiu, że dla niej On żyje. Ona była świadkiem w pełnym tego słowa znaczeniu. Moje życie wywróciło się o 180 stopni, gdyż wcześniej raczej szukałam argumentów na nieistnienie Boga, a w tamtym momencie Bóg stał się dla mnie kimś żywym, prawdziwym, realną Osobą, a nie jedynie przekazywana teorią, czy jakąś abstrakcją istniejącą gdzieś na chmurkach. Pół roku po pamiętnej katechezie odczułam pragnienie głębszej relacji z Bogiem, pragnienie pójścia do zakonu. Zaczęłam szukać możliwości realizacji tego pomysłu, lecz nie było zbyt wielu dróg dla dziewczyny kończącej dopiero gimnazjum. Jeździłam do różnych klasztorów na rekolekcje, aby znaleźć swoje upragnione miejsce, gdyż okazało się, że jest wiele zakonów w Polsce i nie tak łatwo podjąć decyzję, do którego wstąpić. Poszukiwania doprowadziły mnie aż do Paryża, do Monastycznych Wspólnot Jerozolimskich, gdzie rozpoczęła się moja miłość do modlitwy cichej, do życia ukrytego. Fascynowało mnie życie mnisze, a jednocześnie bardzo się bałam trudów dnia codziennego. Miałam wrażenie, że milczenie i samotność są dla mnie zbyt radykalne, zbyt trudne, nieosiągalne, więc postanowiłam szukać swego miejsca jedynie w zakonach czynnych.
W ten sposób kilka miesięcy po maturze trafiłam do Zgromadzenia Sióstr Służebniczek Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Choć po roku wróciłam do domu, to doświadczenie zdobyte podczas tego pobytu w zakonie jest nieocenione. Będąc u Sióstr rozpoczęła się moja relacja z Maryją, która do tej pory była raczej niezrozumiałą dla mnie Osobą, nie mogłam pojąć Jej roli w dziele Zbawienia. Maryjność obecnie jest bardzo charakterystycznym rysem mojej duchowości, a Matka Boża moją niezastąpioną pomocą, ostoją, ucieczką i drogowskazem jak wypełniać wolę Jezusa.
Po wystąpieniu od Służebniczek rozpoczęłam studia teologiczne, które okazały się niesamowitym narzędziem w rękach Pana. Na drugim roku jeden z wykładowców nie zaliczył mi egzaminu w pierwszym terminie (pewnie słusznie). Podczas egzaminu poprawkowego miałam okazję z nim rozmawiać o życiu i jego sensie. Ten kapłan zaprosił mnie na katechezy drogi neokatechumenalnej, które okazały się ratunkiem dla mojego życia. Jestem bardzo wdzięczna za niezdanie egzaminu w pierwszym terminie J. We wspólnocie neo uczyłam się słuchać Boga, słuchać Słowa, widzieć działającego Boga w moim życiu, w konkretnych wydarzeniach. Wtedy też dowiedziałam się, że można swoje życie oddać Maryi, a Ona nim pokieruje. Widziałam ludzi, których krzywe drogi się prostowały, którzy znajdowali mężów i żony, którzy byli szczęśliwi, bo Maryja miała ich w swoich rękach. Postanowiłam zaryzykować i oddać Jej swoje życie, aby Ona wymodliła mi dobrego męża albo zakon, albo cokolwiek, co jest wolą Jej Syna. Na efekty nie trzeba było długo czekać, gdyż rok później otrzymałam pracę w Poznaniu w szkole, co było moim marzeniem. Przeprowadzenie się do obcego miasta było niesamowitą szkołą życia, samodzielności, organizacji, ustawiania priorytetów, walki o wartości. Jednak za każdym razem gdy upadałam pod ciężarem codzienności Maryja przychodziła, podnosiła mnie i dawała nadzieję, że Bóg ma mnie w swoich rękach. Po roku mieszkania w Poznaniu ponowiłam swój akt oddania się Maryi, prosząc aby jakoś przyspieszyła w ukazywaniu mi mojej drogi życia. Z licealistami, których uczyłam, chodziliśmy na adorację do Ojców Karmelitów, aby uczyć się różnych sposobów modlitwy. Podczas jednej z takich adoracji miałam w sobie bardzo mocne przekonanie i pragnienie bycia karmelitanką. Bardzo szybko Pan Bóg pokazał mi gnieźnieński Karmel jako miejsce, które dla mnie wybrał i przygotował.
Rok spędzony w klasztorze stał się okazją do spotkania miłosiernego Boga, do poznania własnych słabości (przynajmniej części) i doświadczenia właśnie w nich bezinteresownej miłości Boga, a także uznania i odkrywania nowych talentów, które Bóg złożył we mnie dla służby innym. Nieodłączną towarzyszką mojego klauzurowego życia jest Maryja, która uśmiecha się z każdego obrazu, pociesza w trudnościach, raduje się ze mną z małych sukcesów i wspiera w przyjmowaniu nowości zakonnego życia.