Świadectwo s. Agnieszki

„Pójdę szukać mej miłej,
Krzyże jej, ból i męki
Wezmę na barki swoje,
By nie znała udręki.
I by zaznała życia,
Dam za nią życie moje,
Wyrwę ją z bagien świata,
Zwrócę w ramiona Twoje!”

św. Jan od Krzyża

 

W dniu, w którym Siostry zdecydowały o moim przyjęciu do wspólnoty i tym samym rozpoczęciu postulatu, Jezus podarował mi Słowo o zaginionej owcy, której szukał jako Dobry Pasterz z wielkim zaangażowaniem. Kiedy myślę o mojej drodze z Jezusem i drodze mojego powołania nie znajduję lepszego obrazu.

Jezus udał się daleko i wysoko, aby mnie odszukać, ponieważ dorastałam w górskim schronisku, które prowadzili moi rodzice. Bardzo kochałam otaczające mnie góry, lasy, piękno przyrody o różnych porach roku i ciszę. Jednak odległość, która dzieliła nas od najbliższej miejscowości, sprawiała, że bardzo rzadko pojawiałam się w kościele i w rzeczywistości nie znałam Jezusa. Pierwszego spotkania z Nim doświadczyłam, gdy po jednej z pielgrzymek Jana Pawła II do Polski, całkiem przypadkiem wpadły mi w ręce obrazki Jezusa Miłosiernego, rozdawane w Krakowie. Niedługo później przeczytałam Dzienniczek św. Faustyny, który pożyczył mi jeden ze szkolnych kolegów. Od tego momentu zapragnęłam kontaktu z Bogiem i tym samym rozpoczęła się dla mnie droga prostej modlitwy. Wtedy schodząc około godziny do szkolnego autobusu, opowiadałam Bogu, trochę interesownie, o swoich trudnościach, marzeniach i planach, mając nadzieję, że wszystkie one zostaną spełnione.

W czasie liceum, gdy musiałam mieszkać poza domem, Jezus sprawił, że mogłam dwa lata spędzić z Nim pod jednym dachem – wynajmowałam pokój u Sióstr Miłosierdzia Bożego w Rabce, gdzie również mieszkała św. Faustyna. Wtedy też, moje bardzo sporadyczne życie sakramentalne przerodziło się w codzienne spotkanie z Jezusem w Eucharystii, w kościele, którego patronką była św. Teresa od Dzieciątka Jezus, wówczas zupełnie mi nie znana. Ciągle jednak moja droga z Jezusem odbywała się tylko we wnętrzu mojego serca i nie znałam jeszcze Kościoła jako wspólnoty. Tylko Jezus mnie prowadził przez wielkie pragnienie spotkania z Nim, pociągając szczególnie ku Jego Obecności w Eucharystii. Wtedy też zaczął się dla mnie bardzo trudny czas. Doświadczałam rozczarowania, utraty swoich planów i trudności na wielu płaszczyznach, swojej słabości. Jednocześnie w swoim sercu słyszałam zaproszenie Jezusa, aby wpuścić Go głębiej w swoje życie. Przed studiami poszłam pierwszy raz na pielgrzymkę na Jasną Górę, trasą która wiedzie przez Czerną. Tam usłyszałam o szkaplerzu i gorąco zapragnęłam go przyjąć, lecz nie miałam odwagi o to poprosić.

Na drugim roku studiów byłam już zmęczona doświadczanymi trudnościami i rozdarciem, które nosiłam w swoim sercu. Pewnego dnia podczas modlitwy oddałam wszystko Jezusowi i poprosiłam, aby poprowadził mnie ku drodze, jakiej dla mnie zapragnął. Dopiero wtedy doświadczyłam pokoju serca i radości. W tym czasie zaangażowałam się w duszpasterstwo akademickie, które działało przy mojej uczelni i powoli zaczynałam odkrywać bogactwo Kościoła, jako miejsca dojrzewania i kształtowania mojej wiary, dzielenia się doświadczeniem Ewangelii i budowania więzi z innymi. Wtedy też pierwszy raz od jednej z koleżanek, usłyszałam o Karmelu, który jest „ogrodem Pana” i spotkałam się też ze świadectwem życia bł. Chiary Badano, św. Teresy od Dzieciątka Jezus, św. Teresy z Los Andes. Miłość do Jezusa, którą znalazłam w ich słowach, pragnienie zbawiania dusz, rozpalało moje serce pragnieniem, aby żyć w ten sam sposób. Niezwykły był dla mnie udział w zbawieniu innych, ocaleniu ich na wieczność przez modlitwę i ofiarę oraz ukrycie się pod płaszczem Maryi. W końcu mogłam odpowiedzieć w swoim sercu na zaproszenie Jezusa, choć rodziło ono wiele cierpienia i rozdarcia w mojej rodzinie, co po ludzku przerastało moje siły.

Po ukończeniu studiów, rozpoczęłam aspirat, by 14 grudnia wstąpić do postulatu, który mogłam przeżywać w szczególnym dla Karmelu roku – Jubileuszu 500-lecia Narodzin św. Naszej Matki Teresy od Jezusa, którego zwieńczeniem było dla mnie przyjęcie habitu. Czas mojej drogi w Karmelu jest ciągłym spotykaniem Jezusa w mojej historii, która podarowana przez Niego, nie przestaje być w Jego Ręku tkana i uzdrawiana. Doświadczam szczególnie obecności Jezusa w Jego konkretnym Słowie i w wydarzeniach codziennego życia, gdzie doświadczam swojej słabości i podtrzymującej mnie mocy Jezusa. Ciągle też uczę się być maleńką cząstką mojej karmelitańskiej wspólnoty, dojrzewając do prawdziwej miłości. Teraz stojąc u progu zaślubin z Jezusem w Pierwszej Profesji, otrzymałam od Jezusa obietnicę życia, które będzie zamieszkiwane i zagarnięte przez Niego, w Słowie: „Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją  naukę, a Ojciec mój umiłuje go i przyjdziemy do niego, i mieszkanie u niego uczynimy” (J. 14, 23). Pozostaje mi trwać w ufności, oczekując wypełnienia nadziei, które pokładam w moim Oblubieńcu i dziękczynieniu z powodu okazanego mi wielkiego Miłosierdzia, mając nadzieję, że moje oddane Chrystusowi życie przyczyni się do uratowania na wieczność wielu moich braci i sióstr.