Dzień w klasztorze

5:15 Kołatka. „Co to za dźwięk? Co się dzieje w środku nocy?!” Wstanie z łóżka natychmiast, bez ociągania i plackiem na ziemię, aby nowy dzień powierzyć jego Panu, Bogu. Szybka toaleta, coś do picia w refektarzu, otworzyć klasztor i pędem na jutrznię.

5:45 Jutrznia. Właściwie po chwili, po którymś psalmie zaczynam się orientować w sytuacji. „Błogosławiony Pan Bóg Izraela, bo lud swój nawiedził i wyzwolił.” Wyzwolenie. Tak! Dlatego mnie tu przyprowadził, abym była wolna!

6:10 Dzwonek przerywający Wielkie Milczenie. Teraz możemy się porozumiewać, bo na rozmowy przeznaczone są rekreacje lub Wielkie Rekreacje, gdzie rozmawiamy cały dzień.

Modlitwa. Najtrudniejsze chwile dnia i najpiękniejsze zarazem. Prosta, uboga modlitwa, w Bożej obecności. Modlitwa, która przecież jest źrenicą oka karmelitanki, po to tu przyszłam! Jest polem walki. Doświadczeniem miłości i ubóstwa, ściera na proch. Akty wiary. Bóg, który jest. W wierze. Czasem jest łatwiej, kiedy można rozważać Słowo z dnia lub inne. To błogosławiony czas!

7:30 Eucharystia. Jak to się mówi: szczyt życia duchowego. Szczytem radości jest, gdy uda się uświadomić sobie co naprawdę się dzieje. Że Bóg czyni mnie wolną, bym mogła kochać. To Jego Pascha. Pascha w wierze. Potem kwadrans dziękczynienia. Trwania w obecności Boga, który realnie jest we mnie. I znów wiara, czasem bardzo zaspana.

Potem śniadanie, skromne, szybkie. O tej porze mam już zazwyczaj plan dnia. Wszystkie rzeczy, które na pewno dziś zrobię. Tzn. pilny projekt sztandaru i ornat, który trzeba włożyć na dyskietki, żeby siostry mogły haftować. I jeszcze wiadro ziemniaków do obrania – dobrze, że pomoże maszyna. A jak starczy czasu, to posieję rzodkiewki, bo we wrześniu już można… Właściwie moment śniadania jest ostatnim, kiedy mam jeszcze SWÓJ plan dnia.

Dzwonek… (przywołujemy się dzwonkami) Na mnie! Właściwie nie jest to zaskoczenie.

– Siostro, coś się dzieje z maszyną! Zamiast haftować ręce aniołka haftuje skrzypce.

Sprawdzamy razem przez kwadrans: pendrive, komputer, kolory, maszyna… I nic, wszystko dobrze działa, tylko że nie działa. Z jakiegoś powodu. Ostatecznie pomaga najprostsze rozwiązanie: zresetować wszystko, wyłączyć z kontaktu. Następny kwadrans. Ruszyła i haftuje poprawnie.

Zabieram się za swoją pracę. Jeszcze rzut oka na pracownię. Wszystko przypomina o tym, Kto tu jest szefem, Głową tego domu.

Kolejny dzwonek.

– Siostro, pomożesz nam? Chcemy przenieść stół z korytarza do pracowni.

Stół olbrzymi, i duży blat, trzeba było czterech. Ale udało się!

– A może, skoro tu już jesteśmy weźmy jeszcze szafę – będzie wreszcie porządek.

Sama jestem za tym więc gorliwie przenosimy wszystkie części szafy.

Wracam do pracy. Do punktu pierwszego. Może uda się skończyć.

12:00 Spotykamy się w chórze na modlitwie brewiarzowej. Dzwoni duży dzwon przez długość Psalmu 51Miserere mei Deus. Przypomina on o Bogu, który nas woła.

Psalmy, krótkie czytanie, litania do Matki Bożej. Rachunek sumienia. Trwamy w obecności Boga, dziękując Mu za połowę dnia.

12:30 Obiad w milczeniu. Jedna siostra czyta fragment konstytucji, potem jakąś lekturę duchową lub słuchamy konferencji z płyt.Trudno to opisać, ale każdy moment dnia jest miejscem spotkania z Bogiem. Także przy jedzeniu. I troski o innych, bo trzeba zwrócić uwagę nakładając sobie, żeby starczyło, zwłaszcza najsmaczniejszych kąsków pozostałym dwudziestu.

Po obiedzie Anioł Pański, który odmawiamy trzy razy dziennie i rekreacja.

Rekreacja to czas odprężenia. Siedzimy razem, pracujemy, rozmawiamy. Najczęściej mówią wszyscy na raz, bo … nikt nie wie dlaczego tak jest. Niemniej słuchamy się również… To czas radosny, gromkie wybuchy śmiechu, których powodów również nie da się opisać – radość prostego życia ludzi dążących do jednego celu.

13:50 Spotykamy się w chórze na brewiarzu. Tak jak poprzednio… Tylko litania do św. Józefa. Św.Józef jest niesamowity. Karmelitanki proszą go o wszystko i wszystko od niego otrzymują.

Krótkie nawiedzenie Najświętszego Sakramentu. A potem – czas wolny. Czyli czas na różaniec, spacer, odpoczynek, pisanie listów, czytanie książek, pranie osobiste, modlitwę, ew. pracę. Nie trwa długo, bo o 15:00 jest czytanie obowiązkowe. Czas wolny zaczyna się czasem rozeznawania: co wybrać spośród tak wielu możliwości?

Po raz kolejny możliwość słuchania i rozważania Słowa Boga (bo mamy je rozważać dniem i nocą).  O 15:50 zabieramy je ze sobą do pracy. „Jeżeli domu Pan nie zbuduje, na próżno się trudzą jego mieszkańcy”. Pan rzeczywiście buduje swój dom z nas i w nas, przez wszystko.

Po chwili (załatwiania rozmaitych spraw bieżących – w zależności od pełnionych obowiązków jest ich mniej lub więcej) wracam do głównego zajęcia, czyli projektuję sztandar. Tym razem jest nadzieja, że uda się skończyć. Dość zadowolona z dzieła, o 16:30 wysyłam kilka wersji do klienta, żeby mógł sobie wybrać. Ale i ten czas spokojnej pracy w samotności nie jest pozbawiony krótkich westchnień, aktów strzelistych, do Boga. Z niedzielnej ewangelii: „Synowie świata roztropniejsi są w stosunkach z podobnymi sobie, niż synowie światłości.”

16:40 Nieszpory. Mój ulubiony czas. Może dlatego, że razem z jutrznią spinają jak klamrą cały dzień – dwie najważniejsze godziny brewiarzowe. Są też wstępem do drugiej godziny modlitwy. W nieszporach odnajduję modlitwę dziękczynną, razem z Maryją śpiewając Magnificat, ale nie tylko. Widzę cały przeżyty dzień, cuda Bożej dobroci i miłości, to jak mnie prowadził, jak niemożliwe uczynił możliwym… Wieczór się zbliża, zazwyczaj nie czekam już na nic…

Modlitwa. Spokojniejsza niż poranna. Trwanie w obecności Boga, takie proste, bez kombinacji, bo mijający dzień pokazał już na wiele sposobów Jego Oblicze. Cichy szept bez słów wyrażający ufność w Dobroć, w którą przez wiele lat tak trudno było uwierzyć.

18:00 Kolacja, podobnie jak obiad, w milczeniu. Czytamy krótkie życiorysy świętych wspominanych następnego dnia, czytania mszalne i ciąg dalszy pobożnych lektur.

Czasem zdarza się, że jakieś Słowo z liturgii poruszy serce. Że też akurat jutro muszą być takie czytania! Jak np. o tym, że Jezus pędzi do Jeruzalem, zapowiadając uczniom swoją mękę. Przecież mówi wyraźnie, że będzie cierpiał. A mnie zawsze tak samo zdumiewa fakt, że doświadczam cierpienia… Natura zdecydowanie chce iść w odwrotnym kierunku, nie do Jeruzalem zgody na swój krzyż, tylko w stronę buntu – dlaczego znowu ja?!

18:30 Umocnione modlitwą i pokarmem dla ciała po raz drugi spotykamy się na rekreacji. Dla św. Teresy (z Avila) było to tak ważne, że prędzej zwalniała siostry z modlitwy niż z rekreacji. Dlaczego? Bo oprócz radości, odprężenia i rozrywki jest to miejsce praktykowania miłości bliźniego, weryfikowania czy modlitwa jest spotkaniem z Jezusem, czy z własną wyobraźnią.

19:30 Kompleta, czyli modlitwa na zakończenie dnia, ale on się bynajmniej nie kończy… za to zaczyna się Wielkie Milczenie.

20:00 Pół godziny czytania, ze szczególnym uwzględnieniem przygotowania do Eucharystii, przynajmniej przeczytania, rozważenia czytań. A potem czas wolny – ten sam problem co poprzednio, można wiele, ale 30 min to niewiele… Często jest to czas cichej osobistej modlitwy, samotnego spotkania z Jezusem, przy końcu dnia.

21:00 Godzina czytań! Trzy psalmy i dwa długie czytania. Czasami są bardziej uroczyste… więc jest więcej psalmów, więcej czytań i Te Deum. To takie wprowadzenie w dzień następny, bo Godzina czytań nie kończy dnia ( tą funkcję spełnia kompleta), ale rozpoczyna następny.

Po niej można iść spać… albo trwać na modlitwie, czytać, posprawdzać wszystkie domowe kąty i zakamarki, pozamykać okna, podlać i „odświeżyć” kwiaty, latem podlać ogród, coś wyjąć z zamrażarki, sprzątnąć jakąś rzecz, która nie wiadomo dlaczego w tym miejscu się znalazła… i zrobić jeszcze wiele innych rzeczy… zanim powierzy się Bogu sen i dzień następny…