Z LISTU PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO
ZAKONU KARMELITAŃSKIEGO Z OKAZJI
JUBILEUSZU 400-LECIA URODZIN BRATA WAWRZYŃCA
I. Nicolas Herman
Dla nas, którzy kroczymy w świetle Chrystusa i w świetle Karmelu, świeckim i zakonnikom, ten pierwszy okres jego życia jest interesujący z ludzkiego i chrześcijańskiego punktu widzenia.
W 1614 roku – nie znamy dokładnej daty – Nicolas Herman został ochrzczony w skromnym kościele w niewielkiej miejscowości Hériménil w pobliżu Lunéville. Wówczas jego rodzinna miejscowość przynależała do niezależnego, wielkiego księstwa, które obecnie znajduje się w granicach Francji. Nie posiadamy żadnych bliższych informacji na temat jego rodziny i edukacji w tamtejszym wiejskim środowisku. Niemniej wiemy, że jedno zdarzenie naznaczyło całe jego życie.
Miał wówczas osiemnaście lat. Pewnego zimowego dnia spoglądając na drzewo pozbawione liści i rozmyślając nad kosmicznym przebudzeniem, które powtarza się każdej wiosny w przyrodzie, Nicolás przeżył głębokie, intuicyjne doświadczenie obecności Bożej i Opatrzności, która jest źródłem nieustannie manifestującego się życia. Jego umysł został zanurzony w całkowicie nowym świetle, w odnowionej wierze. Bóg stał się mu bliski, obecny we wszystkich stworzeniach. To doświadczenie żywego Boga wyryło się w głębi jego duszy.
W tamtym czasie życie w okolicy Lunéville było trudne, uwikłane w straszną wojnę trzydziestoletnią przynoszącą zniszczenie, dewastację i upadek moralności. Nicolas zaciągnął się do książęcej marynarki wojennej. Piękna wizja, której doświadczył mając osiemnaście lat, poszła w zapomnienie. Nieco później będzie ubolewał nad popełnionymi wówczas grzechami, chociaż nigdy nie dowiemy się na czym one konkretnie polegały. Wielokrotnie ocierał się o śmierć. W 1635 roku podczas szturmu na miasto Rambervillers, które książę usiłował odzyskać, Nikolas został ciężko ranny. Przewieziono go do jego rodzinnej miejscowości. Jego ciało powracało do zdrowia, a wraz z nim pomału odzyskiwał także swoją duszę.
Po pewnym czasie nawiązał kontakt z życzliwym eremitą. Za jego przykładem postanowił rozpocząć pustelnicze życie. Wkrótce jednak okazało się, że to nie było jego miejsce w życiu. Owszem, widział w nim Bożą wartość, lecz zdrój modlitewny nie tryskał tak, jakby tego oczekiwał. Postanowił wyjechać do Paryża i podjął pracę u pewnego dostojnika. Tutaj także nie odnalazł swojego miejsca, które dla niego przygotował Bóg.
Zatrzymajmy się na chwilę i przyjrzyjmy się Nicolasowi – świeckiemu młodzieńcowi”. Widzimy, że w trudnych okolicznościach życiowych dane mu było „poznać życie” i „poznać świat”. W walce o życie przeżył nawałę długiej i okropnej wojny, brzemię i rozdarcie, które rodziły liczne i bolesne sytuacje. Doświadczył biedy i głodu. Odkrył jak słaba jest natura ludzka. Został naznaczony grzechami, których świadomość będzie towarzyszyła mu przez całe pokorne życie. Będzie czynił podobnie, jak czyniła przed nim jego duchowa matka, święta Teresa od Jezusa.
W końcu zwycięży miłość. Ranny żołnierz, emigrant, pracownik, „światowy młodzieniec” na nowo odkryje w sobie jasny płomień obecności Bożej, jak niegdyś, gdy miał osiemnaście lat. Pośród świata i pośród walki, powoli rozwinie się w nim dusza chrześcijańska i karmelitańska, która otworzy się bezgranicznie na Boga, na Jego łaskę i na Jego konkretne oczekiwania.
Nicolas stanowi przykład przebudzenia duchowego, powolnego zmartwychwstania, które jest jednocześnie cichym wezwaniem dla każdego z nas, słodkim zaproszeniem.
II. Brat Wawrzyniec od Zmartwychwstania
Nicolas Herman odkrył, że na ulicy Vaugirard w Paryżu jest klasztor Saint-Joseph, w którym mieszka liczna i gorliwa wspólnota karmelitów bosych. W czerwcu 1640 roku, w wieku 26 lat, postanowił przekroczyć progi klasztorne i zostać bratem konwersem i po dwóch miesiącach przywdział habit zakonny (w tamtych czasach różniący się od habitu braci kapłanów, gdyż nie posiadał kaptura i białego płaszcza; bracia konwersi zajmowali wówczas w refektarzu i w chórze zakonnym ostatnie miejsca). Otrzymał nowe imię i stał się bratem Wawrzyńcem od Zmartwychwstania.
Po dwóch miesiącach postulatu i dwóch latach nowicjatu, 14 sierpnia 1642 roku, w wigilię święta Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, Wawrzyniec (wówczas już dwudziestoośmioletni) złożył swoje wieczyste śluby zakonne.
Konstytucje zakonne określały, że bracia „nieklerycy” mieli być „pobożni, prości, wierni i pracowici, gdyż ich powołaniem jest praca”. Nie posiadali głosu na kapitule konwentualnej i nie uczestniczyli w odmawianiu oficjum brewiarzowego. Kiedy musieli spełnić obowiązki klasztorne i nie mogli być obecni na modlitwie wewnętrznej, odmawiali inne modlitwy, naznaczoneprzez przełożonego, czasami wieczorem lub w nocy. Wiele czasu poświęcali na pracę ręczną.
W licznej wspólnocie zakonnej br. Wawrzyniec pełni najpierw obowiązki kucharza, a następnie szewca łatającego obuwie. Czasami pomaga w kościele, np. posługując braciom kapłanom przy licznych wówczas mszach świętych, gdyż w tamtym okresie nie było koncelebry. Przy różnych okazjach znajduje się także poza klasztorem, zanosząc różnorakie przesyłki, prosząc o jałmużnę i podróżując do Burgundii i Owernii, by coś zakupić.
Trudny początek po wielkiej radości
Nicolas Herman został wrzucony w nowe środowisko. Radykalna zmiana, jak sami wiemy z naszego osobistego doświadczenia, dotyczyła spraw świeckich i zakonnych: zmiany miejsca, nowych zajęć, nowych i związanych z pracą sytuacji, środowiska życiowego, pozycji w życiu wspólnotowym, rodzinnym, socjalnym itd. W nowe życie, pełne nowych wyzwań i zadań, brat Wawrzyniec nie rzucił się na oślep. Wiedział, że łaskawy Bóg oczekuje i pragnie bezgranicznego oddania. Do pewnej znanej zakonnicy napisał (w trzeciej osobie) takie słowa:
„Trzeba wiedzieć, że jego główną troską od przeszło czterdziestu lat, od kiedy jest w zakonie, jest staranie, aby nieustannie przebywać z Bogiem oraz nigdy nie czynić, nie mówić i nie myśleć niczego, co mogłoby się Jemu nie podobać, mając na względzie jedynie czystą miłość”.
Zakonnikowi-kapłanowi, jego kierownikowi duchowemu i prawdopodobnie spowiednikowi, który został „szeroko poinformowany” o jego „wielkich nędzach”, a także o „wielkich łaskach, którymi Bóg wspomagał” jego duszę, mimochodem przypomniał o pewnej sprawie:
„Z tego powodu w chwili wstąpienia do zakonu podjąłem postanowienie, by cały oddać się Bogu w zadośćuczynieniu za moje grzechy i dla Jego miłości zrezygnować ze wszystkiego, co Nim nie jest. Podczas pierwszych lat w czasie modlitwy zajmowałem się zazwyczaj myślami o śmierci, sądzie, piekle, raju i moich grzechach. W ten sposób postępowałem przez kilka lat, starannie przykładając się przez resztę dnia, nawet podczas mojej pracy, do trwania w obecności Bożej, którą zawsze odczuwałem, często w głębi mojego serca. Napełniało mnie to tak wielkim szacunkiem względem Boga, że tylko wiara mogła mnie w tej kwestii zadowolić. Niepostrzeżenie czyniłem to samo podczas moich modlitw, co przynosiło mi wielką słodycz i wielkie pociechy: od tego właśnie zacząłem”.
Istnieje jednak tutaj również inny aspekt jego doświadczenia duchowego – aspekt bolesny:
„Powiem jednak Ojcu, że podczas pierwszych dziesięciu lat dużo cierpiałem. Obawa, jaką odczuwałem, że nie należę do Boga tak, jak bym tego pragnął, dawne grzechy wciąż obecne przed moimi oczyma oraz wielkie łaski, których Bóg mi udzielał, były przedmiotem i źródłem wszystkich moich cierpień. Przez cały ten czas często upadałem, ale natychmiast się podnosiłem. Wydawało mi się, że stworzenia, rozum, a nawet Bóg są przeciwko mnie i że tylko wiara jest po mojej stronie. Czasami gnębiły mnie myśli, że jest to skutek mojej zarozumiałości, iż chcę za jednym zamachem być tam, gdzie inni dochodzą jedynie z trudem; innym razem, że z własnej woli się potępiam i że nie ma dla mnie zbawienia. Kiedy myślałem już tylko, że dokończę moich dni w tych udrękach i niepokojach (które w niczym nie zmniejszyły ufności, jaką miałem w Bogu i które posłużyły jedynie do wzrostu moje wiary), nagle stwierdziłem, że jestem odmieniony. Moja dusza, która aż do tego czasu była w nieustannym zamęcie, poczuła głęboki pokój wewnętrzny, jak gdyby znajdowała się w swoim centrum i w miejscu spoczynku”.
Z tego listu można jasno wywnioskować, że brat Wawrzyniec – który od ponad czterdziestu lat jest zakonnikiem – przeszedł przez intensywną noc ducha podczas pierwszych dziesięciu lat życia zakonnego, a następnie dane mu było przeżywać trzydzieści lat „wielkich pociech duchowych”, jak o tym napisał w przytaczanym już wcześniej liście do pewnej siostry zakonnej. Możemy się z niego dowidzieć nieco więcej o „praktyce obecności Bożej” i radosnych owocach, których doświadcza:
„Obecnie jest on tak przyzwyczajony do tej boskiej obecności, że otrzymuje w ten sposób nieustanną pomoc we wszystkich sytuacjach. Już około trzydzieści lat jego dusza cieszy się radością wewnętrzną tak nieustanną i niekiedy tak wielką, że aby ją powściągnąć i nie okazywać jej na zewnątrz, jest zmuszony czynić dziecinne głupstwa, które zakrawają bardziej na szaleństwo niż na pobożność. Gdy czasami zdarza mu się zapominać na chwilę o tej boskiej obecności, Bóg natychmiast daje się odczuć w jego duszy, aby go przywołać – co zdarza mu się często, gdy jest szczególnie zaangażowany w zewnętrzne zajęcia. Z wielką wiernością odpowiada na to wewnętrzne przyciąganie przez wzniesienie serca ku Bogu albo przez spojrzenie pełne słodyczy i miłości, albo też przez jakieś słowa, które miłość wypowiada w tych spotkaniach, na przykład: „Mój Boże, oto jestem cały Twój: Panie, uczyń mnie według Twego serca”. Wydaje mu się, jak rzeczywiście to odczuwa, że ów Bóg miłości, zadowalając się tymi kilkoma słowami, ponownie usypia i odpoczywa w głębi i centrum jego duszy. Doświadczenie tych rzeczy tak bardzo upewnia go, że Bóg jest zawsze w głębi jego duszy, iż nie powstaje w nim żadna wątpliwość w tej kwestii, bez względu na to, co czyni i co mu się zdarza”.
Duch Karmelu
Brat Wawrzyniec wstępując do Karmelu zetknął się z gorliwą wspólnotą, w której pozostawał niezwykle żywy duch Reformy terezjańskiej. Paryscy współbracia Wawrzyńca sami dokonali tłumaczenia pism Matki Teresy i Jana od Krzyża. W kazaniach i konferencjach, w radach przełożonych i spowiedników, nasz kucharz musiał zatem często słyszeć słowa św. Matki Teresy przypominające, że nie należy nigdy się zniechęcać:
„Gdy posłuszeństwo poprowadzi was poprzez zaangażowanie się w sprawy zewnętrzne, starajcie się to rozpoznawać, gdyż nawet jeśli jesteście w kuchni, pośród garnków, Pan nieustannie wspomaga was w tym, co wewnętrzne i w tym, co zewnętrzne […, gdyż] osoba miłująca prawdziwie miłuje we wszystkich miejscach i zawsze pamięta o umiłowanym!” (F 5,8.16).
„Tutaj, córki moje, trzeba zweryfikować tę miłość; nie w cichych zakątkach, ale pośród okazji. A uwierzcie mi, że choć [wtedy] byłoby więcej braków, a nawet pewne niewielkie kryzysy, to [i tak] nasz zysk jest bez porównania większy. Zważcie, że zawsze mówię: zakładając, że znajdują się w [tych okazjach] z powodu posłuszeństwa lub bezinteresownej miłości [bliźniego]. Albowiem jeśli miałyby znaleźć się w takiej sytuacji z innego [powodu], zawsze powtarzam, że samotność jest lepsza” (F 5,15).
Kapłanom, siostrom, każdemu świeckiemu chrześcijaninowi i zakonnikowi, wzywanym do podejmowania codziennych zajęć i służby apostolskiej, tak pokornemu i ukrytemu, jak i znanemu oraz podziwianemu, nasz brat Wawrzyniec, sam bardzo aktywny i głęboko kontemplacyjny, daje trafne sugestie w tym, co odnosi się do połączenia kontemplacji i działania, w sposób harmonijny i przynoszący dobre owoce.
Człowiek i przewodnik
Chcąc poznać Wawrzyńca, nie znajdziemy nic lepszego od przeczytania jego Maksym duchowych i Listów. Odkryjemy w nich br. Wawrzyńca jako człowieka inteligentnego, rozważnego, o szczerym sercu, przekazującego to, co istotne. Jego doktryna jest osadzona na wierze, a zarazem na głębokim doświadczeniu Boga.
Jego słowa są proste i przekonywujące. To, o czym napisał jest sensowne i bogate w treść. Czasami coś sprawdzał w książkach, jak to sam określa, gdyż nie zaniedbywał karmienia się lekturą duchową. Można zauważyć, że posiadał otwarte serce i nieskomplikowaną naturę, odznaczał się poczuciem humoru i właściwym dystansem do różnych spraw.
Posiadał zacnych przyjaciół, którzy bardzo go cenili. Przyszły biograf Wawrzyńca, Joseph de Beaufort, jeden z teologów bpa Antoine de Noailles (biskupa diecezji Châlons-sur-Marne, a nieco później kardynała Paryża), który przychodził czasami po poradę do br. Wawrzyńca, przytoczył to, co nasz kucharz-mistyk powiedział mu przy pierwszym spotkaniu:
„Bóg udziela światła tym, którzy mają szczere pragnienie przynależenia do Niego”. I dalej dodaje: „Jeżeli towarzyszyła mi taka intencja, mogłem przychodzić do niego o każdej porze i bez strachu, że będę go denerwować. W przeciwnym razie, mogłem się nie pokazywać…”
Niektórzy ludzie nazywali br. Wawrzyńca „człowiekiem prostym”, ale nie w znaczeniu osoby źle wychowanej, lecz bezpośredniej, ciepłej, prostego robotnika, krótko mówiąc: kogoś, kto nie lubował się w wygłaszaniu pochlebstw i pięknych słów…
Beaufort nakreślił nam jego portret w taki sposób:
„Cnoty brata Wawrzyńca wcale nie czyniły z niego człowieka nietowarzyskiego. Miał otwarty sposób bycia, który budził zaufanie i sprawiał, że od razu czuło się, iż można mu wszystko wyjawić i że znalazło się przyjaciela. On sam, kiedy znał tych, z którymi miał do czynienia, mówił swobodnie i okazywał wielką dobroć. To, co mówił, było proste, ale zawsze słuszne i pełne sensu. Pod pospolitym wyglądem brata Wawrzyńca odkrywało się szczególną mądrość, w zwykłym sposobie życia biednego brata konwersa – wolność i przenikliwość, która przekraczała wszystko, czego się po nim spodziewano.
I dalej: „serce [miał] najlepsze na świecie. Jego pełna dobroci twarz, życzliwy i uprzejmy sposób bycia, zachowanie proste i skromne zdobywały mu od razu szacunek i życzliwość wszystkich, którzy go spotykali. Im lepiej się go poznało, tym bardziej odkrywano w nim głębię prawości i pobożności, zupełnie niespotykaną gdzie indziej. […] On, który nie należał do osób, które nigdy nie upadają i uważają, że świętość jest nie do pogodzenia z prostolinijnym zachowaniem, on, który o nic się nie ubiegał, był przystępny dla wszystkich i postępował szczerze ze swoimi braćmi i przyjaciółmi, nie chcąc się od nich odróżniać”.
Wielki Fénelon, kolejna z osób uwielbiających naszego kucharza-mistyka, która miała szczęście poznać go osobiście, napisał:
„Własne słowa świętych są bardzo różne od mowy tych, którzy chcieli je odmalować. Św. Katarzyna Genueńska jest cudem miłości. Brat Wawrzyniec jest prostacki z natury i delikatny przez łaskę. Ta mieszanina jest miła i ukazuje w sobie Boga. Spotkałem się z nim i jest pewne miejsce w książce, gdzie autor, nie wymieniając mnie z nazwiska, w dwóch słowach opowiada o wspanialej rozmowie, którą odbyłem z nim o śmierci, gdy był już bardzo chory i bardzo wesoły”.
A następnie zwracając się do Bossueta i powracając do swoich subtelnych kwestii spornych, dotyczących prawdziwej mistyki, napisał:
„Badając drogi Boże, możemy codziennie poznawać osoby doświadczone, choć nieuczone. Czyż nie można było uczyć się, jeśli chodzi o praktykę, na przykład przez rozmowy z braciszkiem Wawrzyńcem?”.
Niektóre genialne myśli, zaczerpnięte z jego doktryny
Nie zatrzymując się obecnie na jego życiu teologalnym, jego żywej wierze, niewzruszonej nadziei, bezwarunkowej miłości, posłuchajmy brata Wawrzyńca, przekazującego nam konkretne, dojrzałe i wypływające z osobistego doświadczenia wskazania, które odnajdujemy w jego Listach i Maksymach duchowych.
* Długie, osobiste doświadczenie przekonało naszego brata, że praktyka obecności Bożej była doskonałym środkiem do umocnienia zjednoczenia z Bogiem. Swojemu kierownikowi duchowemu wyznał, że po dziesięciu latach przeszedł od modlitwy przede wszystkim medytacyjnej do w większym stopniu afektywnej relacji z Panem obecnym w głębi [jego] serca, by następnie rozciągnąć tę relację na resztę dnia, nie wyłączając z tego [jego] pracy.
Tak to przedstawił:
„Nie odczuwam żadnej troski ani żadnej wątpliwości co do mojego stanu, ponieważ nie mam innej woli niż wola Boga, którą staram się wypełniać we wszystkich rzeczach i której jestem tak poddany, że nie chciałbym podnieść słomki z ziemi wbrew Jego nakazowi, ani też z żadnego innego powodu niż z czystej miłości do Niego.
Zrezygnowałem ze wszystkich moich praktyk pobożnych i modlitw, które nie są obowiązkowe, i zajmuję się już tylko trwaniem w Jego świętej obecności, w której utrzymuję się przez prostą uwagę oraz ogólne spojrzenie miłosne na Boga, które mógłbym nazwać aktualną obecnością Bożą, lub – żeby lepiej to wyrazić – milczącą i tajemną rozmową duszy z Bogiem, której prawie nic nie przerywa. Niekiedy sprawia mi to zadowolenie i radość wewnętrzną, a często nawet zewnętrzną”.
* Od tej pory Wawrzyniec zmienił się w autentycznego proroka i apostoła drogi obecności Bożej. Do pewnej zakonnicy napisał:
„Gdybym był kaznodzieją, nie głosiłbym niczego innego, jak tylko praktykę obecności Bożej, a gdybym był kierownikiem, doradzałbym ją wszystkim – tak bardzo uważam ją nie tylko za konieczną, ale i prostą”.
„Obecność Boża: na tym polega, moim zdaniem, całe życie duchowe, i wydaje mi się, że spełniając należycie tę praktykę, człowiek w krótkim czasie staje się duchowym”.
* Wielkich rzeczy nie osiąga się bez wysiłku. Wawrzyniec zaraz po wstąpieniu do Karmelu doszedł do wniosku, że trzeba „oddać wszystko, by otrzymać Wszystko”. Aby nauczyć się żyć dzień i noc wolą i obecnością Bożą, do czego zaprasza nas Reguła karmelitańska, potrzeba było owego „niezachwianego postanowienia”, o którym mówi św. Teresa od Jezusa. Tak to rozumiał karmelita Wawrzyniec, duchowy syn św. Teresy i św. Jana od Krzyża. W liście, który już powyżej był cytowany, stwierdza:
„Wiem, że ten cel wymaga, aby serce zostało opróżnione ze wszystkich innych rzeczy, gdyż Bóg sam chce je całkowicie posiadać – a dopóki nie opróżni go ze wszystkiego, nie może go posiadać i nie może w nim działać ani robić tego, co by chciał”.
Zjednoczenie z Bogiem, poszukiwane z „czystej miłości”, stało się źródłem wielkiego szczęścia:
„Nie ma na świecie sposobu życia bardziej słodkiego ani bardziej błogiego niż nieustanna rozmowa z Bogiem; mogą to zrozumieć jedynie ci, którzy ją praktykują i znajdują w niej smak”.
* Tej praktyki obecności Bożej trzeba się uczyć, a gdy się zdarzy, że zostanie porzucona, zawsze do niej powracać. Wawrzyniec wyznał, że musiał na początku zadawać sobie w tej kwestii sporo trudu:
„Ćwiczenie to kosztowało mnie niemało trudu, lecz kontynuowałem je mimo wszystkich napotkanych przeszkód, nie dręcząc się ani nie niepokojąc, kiedy mimowolnie bywałem roztargniony. Angażowałem się w nie tak samo w ciągu dnia, jak podczas modlitw. W każdym czasie, o każdej porze i w każdej chwili, nawet przy największym nawale pracy […]. Oto moja zwykła praktyka od czasu, kiedy jestem w zakonie. Chociaż spełniałem ją z wielką gnuśnością i niedoskonałością, przyniosła mi jednak wielkie korzyści. […] Wreszcie, dzięki wielokrotnemu ponawianiu tych aktów stają się one dla nas nawykiem i obecność Boża staje się jakby naturalna”.
* Uczenie się chodzenia w obecności Bożej przebiega etapami, ale trzeba być tej praktyce wiernym. Brat Wawrzyniec, jak dobry pedagog, doradza pewnej pani delikatnie, ale zdecydowanie:
„On nie wymaga od nas niczego wielkiego: krótkiego wspomnienia od czasu do czasu, krótkiej adoracji, czasami poproszenia Go o łaskę, niekiedy ofiarowania Mu swoich cierpień, w innych przypadkach podziękowania za łaski, którymi obdarzył i nadal obdarza Panią pośród codziennych zajęć, szukania u Niego pociechy, jak najczęściej będzie Pani mogła. Podczas posiłków i rozmów proszę wznieść czasami do Niego swoje serce: najdrobniejsze proste wspomnienie jest Mu zawsze bardzo miłe. Nie trzeba w tym celu głośno wołać, On jest bliżej nas, niż myślimy. Nie trzeba koniecznie być zawsze w kościele, żeby przebywać z Bogiem; możemy zamienić nasze serce w oratorium, do którego od czasu do czasu odejdziemy, żeby tam z Nim rozmawiać – łagodnie, pokornie i z miłością. Wszyscy są zdolni do tych poufnych rozmów z Bogiem, jedni bardziej, inni mniej. On zna nasze możliwości”.
* Powoli kształtuje się w nas upodobanie i przyzwyczajenie częstego kierowania się ku zawsze obecnemu Bogu. Jest nam polecana:
„[…] wielka wierność praktyce tej obecności i wewnętrznemu spojrzeniu na Boga w sobie. Praktyki te powinny zawsze charakteryzować się łagodnością, pokorą i miłością, bez poddawania się jakiemukolwiek wzburzeniu czy niepokojowi. Trzeba starać się szczególnie, aby to wewnętrzne spojrzenie choćby na chwilę poprzedzało wasze zewnętrzne działania, aby od czasu do czasu im towarzyszyło i żebyście wszystkie te działania nim kończyli. Nie trzeba się zniechęcać, kiedy nie spełnia się tej praktyki należycie; wystarczy ją podjąć ze spokojem. Kiedy się już ukształtuje jako przyzwyczajenie, wszystkiemu będzie towarzyszyć przyjemność”.
* Brat Wawrzyniec pragnie nas doprowadzić do głębokiego zjednoczenia z Bogiem. Wiernej duszy ukazuje piękną i uszczęśliwiającą perspektywę:
„Ta praktyka Bożej obecności, związana w początkach z pewnym trudem, podejmowana z wiernością niezauważalnie sprawia w duszy cudowne skutki, przyciąga do niej łaski Pana w obfitości i prowadzi ją niepostrzeżenie do tego prostego spojrzenia, do tego miłosnego widzenia Boga obecnego wszędzie, które jest najbardziej świętą, najpewniejszą, najłatwiejszą i najskuteczniejszą formą modlitwy […] Przez obecność Bożą i przez to wewnętrzne spojrzenie dusza wchodzi w taką zażyłość z Bogiem, że spędza prawie całe swoje życie w nieustannych aktach miłości, czci, skruchy, ufności, dziękczynienia, ofiarowania, prośby i wszystkich najdoskonalszych cnót. Niekiedy nawet sama staje się już tylko jednym aktem, który nie przemija, ponieważ dusza nieustannie praktykuje tę Bożą obecność”.
Trzy miesiące przed swoją śmiercią, nasz brat napisał:
„W tym życiu pociesza mnie to, że widzę Boga przez wiarę. A widzę Go w taki sposób, że niekiedy mógłbym powiedzieć: Już więcej nie wierzę, ale widzę, doświadczam tego, czego uczy nas wiara. W takiej pewności i przez wiarę będę z Nim żył i umierał”.
Mówi także o ufności: „Nasza ufność nigdy nie jest nazbyt wielka, jeśli pokładamy ją w przyjacielu tak dobrym i tak wiernym, który nie zawiedzie nas ani w tym świecie, ani w przyszłym”.
* Po przedstawieniu tak wzniosłej perspektywy, Wawrzyniec daje nam ostatnią zachętę, którą już zakończymy naszą małą antologię:
„Wiem, że znajdzie się mało osób, które dochodzą do tego stopnia: jest to łaska, którą Bóg wyróżnia tylko niektóre wybrane dusze, gdyż w końcu to proste spojrzenie jest darem Jego hojnej ręki. Ale ku pocieszeniu tych, którzy chcą przyjąć tę świętą praktykę, powiem, że zwykle udziela On tej łaski duszom, które się do tego przygotowują. A jeśli jej nie udzieli, można przynajmniej, z pomocą Jego zwykłych łask, nabyć przez praktykę obecności Bożej sposób i stan modlitwy bardzo zbliżony do tego prostego wejrzenia”.
Opatrznościowe odkrycie pism br. Wawrzyńca
Co do pism Wawrzyńca, do niedawna dysponowaliśmy zaledwie jednym tekstem drukowanym, wydanym przez Beauforta w 1691 roku. W przeszłości na tym tekście bazowali i czytelnicy, i pisarze. W naszych czasach w iście opatrznościowy sposób odkryto manuskrypt z 1745 roku, w którym znajdują się pisma niektórych siedemnastowiecznych pisarzy, w tym Listy i Maksymy duchowe brata Wawrzyńca od Zmartwychwstania. Teksty z manuskryptu posłużyły do przygotowania nowej, krytycznej edycji pism br. Wawrzyńca. Nasz brat mógł zostać odczytany w sposób bardziej „terezjański”, prawdziwy i niezależny. W ich świetle zauważamy, że w przeszłości Beaufort nadał jego pismom swoisty, hagiograficzny styl. Oczywiście to nie umniejsza wielkiego wkładu, który wniósł ksiądz Joseph de Beaufort. Dzięki niemu całe pokolenia mogły korzystać z tego, co pozostawił nam nasz prosty brat zakonny. Beaufort szybko poznał się na bogactwie duchowym kucharza-mistyka, a następnie spotykał się z nim przez ćwierć wieku. Rozpoznał wartość jego doktryny oraz oddziaływania apostolskiego, którymi odznaczały się jego pisma i świadectwo życia. Wawrzyniec stał się prorokiem Bożego Słońca, które oświeca życie każdego z nas, podczas gdy my wolelibyśmy pozostać w mroku.
Misja brata Wawrzyńca trwa nadal
Na całym świecie br. Wawrzyniec zajmuje uprzywilejowane miejsce w sercu licznego grona ludzi poszukujących Boga, w tym także braci protestantów, anglikanów i prawosławnych. Przez wielu chrześcijan jest kochany, słuchany i podziwiany jako rzetelny przewodnik i autentyczny święty. Br. Wawrzyniec od Zmartwychwstania, prawdziwy syn Karmelu, poprzez życie w promieniach Bożego Słońca i poprzez osobiste świadectwo, dalej prowadzi w dzisiejszych czasach swoje dobroczynne działanie. Wiedzie nas do Boga, obecnego w całym jego życiu, poprzez prostotę miłości. Nie wahajmy się zbliżyć do niego…
O. Saverio Cannistra OCD
Przełożony Generalny
Święto Podwyższenia Krzyża Świętego
Rzym, 14 września 2014 roku
Tłum. z j. hiszpańskiego: o. Piotr Linka OCD
Cytaty zaczerpnięto z książki:
Brat Wawrzyniec od Zmartwychwstania, Pisma i rozmowy o praktyce obecności Bożej,
red. Conrad De Meester OCD, tłum. Katarzyna Rogalska, Poznań-Kraków 2012.