Reportaż

Marcin Jakimowicz

30 listopada 2014, w I niedzielę Adwentu, w Gościu Niedzielnym pojawił się reportaż – trochę o nas, a jeszcze bardziej – o naszej świętej Matce Teresie. Cały czas świętujemy jej 500-ne urodziny, przypadające dokładnie 28 marca 2015. Patrząc na nią można z przekonaniem powiedzieć: oddać się Bogu całkowicie? Warto, naprawdę warto! Nie bez powodu Marcin Jakimowicz zainteresował się jej osobą…

Wszystko idzie jak najlepiej

Czy Teresa Wielka nie jest dla Kowalskiego zbyt wielka? „Zajmij się Mną, a Ja zajmę się tobą” – usłyszała kiedyś od samego Jezusa. Karmelitanki w Gnieźnie nie raz przerobiły na własnej skórze, że ta obietnica sprawdza się w praniu. I w haftowaniu. W zbieraniu jabłek i… nagrywaniu płyt.

Znowu to samo. Wydaje mi się, że mam déja vu. Przekraczam próg klasztoru kontemplacyjnego pozostawiając za sobą wszelkie odmiany jesiennej szaroburości, wiecznego narzekania i słusznie poirytowane głosy społeczeństwa rozszyfrującego skrót PKW jako „panom komputery wysiadły”. Co napotykam? Uśmiech zza krat. Więcej: wybuchy czystego śmiechu, błysk w oku. Nie jestem naiwny. Wiem, że życie zakonne obfituje w lokalne trzęsienia ziemi, zawirowania, napięcia i ciche dni niekoniecznie związane z „silentium sacrum”, ale za każdym razem na „dzień dobry” dostaję w łeb uśmiechem. Moja wina, że tak mam?

Pamiętam recenzję filmu „Zakonnica w przebraniu”, w której dziennikarz pisał o „strupiałym klasztorze”. Widać nigdy nie był w gnieźnieńskim Karmelu. W życiu nie ośmieliłbym się tak napisać. To określenie nijak nie pasuje do tego tętniącego życiem miejsca. Pierwsze skojarzenie? Ogród pełen dźwięków. I ciszy.

Wielka, ale nie za wielka

Zostawiam za drzwiami rzeczywistość, którą meteorolodzy okrzyknęli pierwszym atakiem zimy. Wchodzę w klasztor. W źródło ciepła i światła. Dosłownie i w przenośni. Na każdym kroku widzę twarz Teresy. Spogląda na mnie z plakatów, okładek książek, płyt. Kowalski zerka na teksty na obwolutach i czytając, że to „poezja najczystszej próby oraz absolutna ekstraklasa literatury mistycznej” zaczyna wpadać w popłoch. Przyzwyczajony do języka marketingowej jatki i handlowej potyczki żabek z biedronkami zaczyna wycofywać się na z góry upatrzone pozycje: „To nie dla mnie. Nie dorosłem”.

Nie powinien się obawiać. „Bóg uczynił wielkie rzeczy w mej duszy, dał mi poznać moją małość i bezsilność” – śpiewają za Teresą Wielką mniszki w wielkopolskim klasztorze. Któż z nas nie może podpisać się pod tym wyznaniem?

Czy sama Teresa Wielka nie jest dla Kowalskiego zbyt wielka? Czy jej pisma nie są wyższą szkołą jazdy, a słowo „twierdza wewnętrzna” budowlą, którą na wszelki wypadek omija szerokim łukiem? Przyjechałem do Karmelu w Gnieźnie, by zapytać o to kilkanaście mniszek.

– Przez dwadzieścia lat (to bardzo pocieszające dla Jana Kowalskiego) Teresa szarpała się, była rozdarta. Zastanawiała się, w jaki sposób może się całkowicie oddać Bogu, co powinna dla Niego robić. Dopiero po tym czasie rzuciła się całkowicie w objęcia Jezusa – opowiadają zza krat karmelitanki – Pisała, że w chwili, gdy doświadczała ogromnej słabości, grzechu Bóg okazywał jej największą czułość. Nie była w stanie tego wytrzymać. Była to dla niej najgorsza kara – śmieją się mniszki.

Kowalski, jesteś wolny!

– Kwintesencja jej przesłania? Człowieku, jesteś ukochany. Taki jaki jesteś, bez żadnych wstępnych warunków. Jesteś kochany za to, że jesteś – słyszę zza krat – Teresa nie lubiła schematów.

W jej nauczaniu co chwila przewija się słowo „wolność”. Jesteś wolny. „Niech Pan Bóg was zachowa od ogłupiających form pobożności” – powtarzała mniszkom. Gdy karmelitanki podróżowały, a siostry siedzące na wozie śpiewały psalmy podzielone na dwa chóry, Święta Matka tak sobie obliczała, by na nią przypadło zawsze „Chwała Ojcu i Synowi” – wybuchają śmiechem mniszki – Przypominała, że samo rozpoczęcie przez nas modlitwy jest już interwencją Boga, Jego nachyleniem się nam nami. Teresa nie miała w sobie lęku. Nigdy nie skupiała się na „ciemnej stronie mocy”. Powtarzała, że bardziej boi się tych, którzy boją się demona niż samego demona. Genialne zdanie! Wiedziała, że Bóg jest zwycięzcą. Kiedyś gdy była w prawdziwych tarapatach i zaczynała wpadać w panikę Jezus powiedział jej wprost: „Uspokój się, kobieto małej wiary. Wszystko idzie jak najlepiej”.

– Ludzie boją się Teresy, bo jej nie znają – opowiadają siostry – Nie mają pojęcia jak bardzo jest przystępna, jak mocno stąpała po ziemi. Podstawowy problem, który świat miał z Teresą? „Przesadzasz. Pan Bóg nie może być tak blisko człowieka. Stany mistyczne jakich doznajesz są podejrzane, a nawet demoniczne”. Otoczenie Teresy nie wierzyło, że Bóg chce być tak blisko, dąży do takiego zjednoczenia. „Jest w niebie. Daleko – słyszała mistyczka – jak możesz sobie tak zwyczajnie z Nim rozmawiać?”. Echo tej wątpliwości słychać i w dzisiejszym Kościele -opowiadają siostry – te wszystkie charyzmaty, języki, proroctwa, spoczynki… Podejrzane. To na pewno nie jest od Boga. On tak nisko nie schodzi. Jak możecie tak swobodnie z Nim rozmawiać?

A propos „Twierdzy wewnętrznej” – przerywam siostrom – czy Kowalski powinien zastanawiać się w jakim jest pokoju? Który duchowy level zaliczył? Korytarz, przedsionek?

– Po twierdzy się chodzi, przechadza się swobodnie – opowiadają mniszki – Możesz wrócić z piątej do trzeciej komnaty. Liczba siedem to symbol pełni. Teresa pokazuje: w duszy jest cały świat. W domu Ojca jest mieszkań wiele. W nowych tłumaczeniach nie znajdziemy już słowa „komnata” ale „mieszkania”. Liczba mnoga rozszerza tę optykę. Jeśli Kowalski boi się sięgnąć po tę lekturę, niech rozpocznie od opisu mieszkania siódmego – zgodnie opowiadają karmelitanki.

I kto tu jest zamknięty?

– Ile razy patrzyłem karmelitankom w oczy, widziałem nieprawdopodobną radość, szczęście. Zachwyciło mnie to do tego stopnia, że zacząłem zastanawiać się, czy sam wylądowałem po dobrej stronie kraty? – opowiada Paweł Bębenek, kompozytor.

To on pomógł karmelitankom w nagraniu niezwykłej płyty. „Chcę widzieć Boga!” – to odważna deklaracja św. Teresy i zarazem tytuł płyty nagranej przez mniszki. – Pamiętam, że gdy pojechałem po raz pierwszy do karmelu i zapytałem: „Jak długo siostry z sobą śpiewają?”, odparowały: „My??? Jeszcze nigdy nie śpiewałyśmy razem!” Rozłożyły mnie tym na łopatki – śmieje się Bębenek.

– Gdy trzy lata temu przed spotkaniem z generałem Karmelu przygotowywałyśmy się do liturgii, okazało się że śpiew tak mocno nas poruszał, że pomyślałyśmy: a dlaczego nie miałybyśmy tego nagrać? – opowiada s. Magdalena od Miłosierdzia Bożego

– Płyta wyszła. Trafiła do ludzi. Miałyśmy poczucie że jest wartościowa, że oddaje choć w części ducha Karmelu. Postanowiłyśmy, że nagramy album z poezją mistyczną Jana od Krzyża, św. Teresy i ich duchowych „dzieci”. Rozsyłałam po klasztorach nuty, empetrójki. Do Gniezna zjechały siostry z kilku klasztorów karmelitańskich. Osiem sióstr plus zawodowi muzycy. Gdy zapadła decyzja o tym, że robimy śpiewnik i nagrywamy płytę uświadomiłam sobie, że to ogromne przedsięwzięcie i potrzebna jest naprawdę niebagatelna kwota. Skąd wziąć na to pieniądze? „Panie Jezu – powiedziałam – Teresa dbała o Twoją chwałę, a teraz Ty postaraj się o to, by jej chwała zabłysła przez tę płytę”. Gdy dostałam pierwsze dziesięć tysięcy od darczyńców z Kanady wiedziałam, że Jezus przejął sprawę – uśmiecha się karmelitanka – Potem nastąpił ciąg wielu podobnych „odgórnych” niespodzianek. Goście z Holandii dokładali swoje „trzy grosze”. Otwierały się kolejne „furtki”. Pewien ksiądz z Niemiec podarował nam kolejną sporą sumę, a potem zadzwonił: „Czy siostra jeszcze potrzebuje pieniędzy?” Zdołałyśmy opłacić świetnych kompozytów, muzyków, wydać płytę, śpiewnik. Zależało nam na tym, by oddać ducha Teresy, wejść przede wszystkim na poziom serca, po to by spotkać się Bogiem.

Wyjeżdżam z gnieźnieńskiego Karmelu. Żegnam się z mniszkami. Z tymi, które zamknęły się za kratami, bo… zostały uwiedzione. Uwiódł je, a one pozwoliły się uwieść…

Na korytarzu mijam krzyż. Jedna z tutejszych mniszek s. Maria od Dzieciątka Jezus wieczorami podchodziła do niego i całowała stopy Jezusa. Zmarła w tym roku w Wielki Czwartek. Do szpitala trafiła w poniedziałek. „Pamiętaj o przymierzu” – szeptała. Tuż przed śmiercią modliła się głośno: „W moim sercu jest pokój. Jestem cała Twoja, a Ty jesteś mój. Przyjmuję wszystko co mi dajesz. Amen, amen, amen”…

– Teresa – przypominają mi karmelitanki – miała poczucie, że Bóg jest dobry, kocha ją i jakiekolwiek prześladowania czy cierpienia przychodzą, dzieje się to wszystko ostatecznie dla jej dobra. Ufała Bogu w ciemno.

Jeszcze wczoraj rano nie miałem bladego pojęcia o tym, że spędzę tu cały dzień, a z mniszkami będę rozmawiał godzinami. Bóg wie, co robi – słyszę zza krat – pozwól się Mu prowadzić. Nie bój się.