Po śmierci Elżbiety od Trójcy Przenajświętszej znaleziono małą kopertę dokładnie zapieczętowaną z napisem: „Tajemnica dla naszej Matki”. W tym liście skierowanym do swej przeoryszy zawarła ostatnie zwierzenia w godzinie śmierci, które możemy uznać za testament świętej karmelitanki dla wszystkich, którzy zechcą podążać śladem jej dróg życia wewnętrznego:
„Matko, czcigodna Matko, odwiecznie [w myśli Bożej] dla mnie konsekrowana, odchodząc przekazuję Ci to powołanie, które było moim powołaniem w łonie Kościoła walczącego, a które będę odtąd nieustannie wypełniać w Kościele triumfującym: „Uwielbienie Chwały Trójcy Przenajświętszej”.
To Uwielbienie Chwały Trójcy Przenajświętszej leży w zamiarach myśli Bożej odnośnie do całego stworzenia. Odkrycie Elżbiety nie było jakimś nowym odkryciem. Ona jedynie z nową mocą przypomniała nam prawdę objawioną w Piśmie św., a zwłaszcza w Liście św. Pawła do Efezjan: „W Nim wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem. Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów przez Jezusa Chrystusa, według postanowienia swojej woli, ku chwale majestatu swej łaski, którą obdarzył nas w Umiłowanym” (Ef 1,4-6).
Żyjemy nie po to, aby dobrze spędzić czas, aby coś nieustannie produkować lub konsumować, ale po to aby oddawać Bogu chwałę. Wydaje się jednak, że współcześnie pojęcie chwały Bożej zanikło w naszym religijnym myśleniu. Św. Ignacy Loyola całe swe życie poświęcił na większą chwałę Bożą. Dziś już nawet ludzi bardzo wierzących chwała Boża nie interesuje. Dzieje się tak prawdopodobnie dlatego, że nasza religijność stała się chorobliwie antropocentryczna. Uczyniliśmy siebie centrum świata, głównym przedmiotem naszych zainteresowań – także religijnych – i nawet Bóg interesuje nas o tyle, o ile jest Bogiem „dla nas”, o ile może nam coś dać lub na coś się przydać.
Czym zatem jest chwała Boga?
Hebrajskim odpowiednikiem słowa „chwała” jest słowo kabód, które znaczy „waga” lub „znaczenie”. Stąd też bycie otoczonym chwałą łączy się z byciem ważnym, znaczącym dla siebie lub dla innych. Chwała Boża jest utożsamiona z Bożym obliczem, czyli z osobą Boga i Jego objawianiem się. Ma zatem odniesienie do samej Bożej tajemnicy, która może się odsłaniać, ale jednocześnie pozostaje zakryta, ponieważ jest nieskończona, wieczna, transcendentna i tym samym „niewyczerpywalna” dla ludzkiego spojrzenia i umysłu.
Są dwa rodzaje chwały Bożej: chwała wewnętrzna, płynąca z Jego własnej, wewnętrznej Istoty, oraz chwała zewnętrzna ukazująca się we wszechświecie stworzonym przez Boga. Chwała w Bogu jest właściwością Jego natury. Jest ona wspaniałością i pięknem Jego życia, Jego prawdziwej i nieskończonej miłości, Jego miłosierdzia, dobroci, życzliwości i innych doskonałości. Jeśli chodzi o chwałę Bożą w stworzeniach, to jest ona odzwierciedleniem w stworzonych bytach jakiejś cząstki wewnętrznej chwały Boga, Jego życia, wspaniałości, miłości, dobroci, prawdziwości, piękna i innych doskonałości. Chwałę, która jest w Bogu, można porównać do blasku i żaru słońca, a Boską chwałę w stworzeniach -do światła odbijającego się w lusterkach zwróconych w stronę słońca. Niedostrzegalna dla naszych zmysłów wewnętrzna chwała Boga może się ujawniać, ponieważ powołał On do istnienia różne byty.
Oddawać chwałę Bogu oznacza uznawać Jego majestat i moc oraz królowanie nad nami i światem. Oznacza to też stanięcie w prawdzie, czyli pokorne uznanie, że Bóg jest naszym Bogiem, Ojcem, Panem, Stwórcą i Zbawicielem, a my jesteśmy prochem, pyłem, ale jednocześnie Jego umiłowanymi dziećmi.
Czym zatem jest uwielbienie chwały?
Katechizm Kościoła Katolickiego przypomina nam, że uwielbienie jest tą formą modlitwy, w której człowiek najbardziej bezpośrednio uznaje, iż Bóg jest Bogiem. Wysławia Go dla Niego samego, oddaje Mu chwałę nie ze względu na to, co On czyni, ale dlatego że ON JEST (KKK 2639). Innymi słowy, uwielbienie jest najbardziej bezinteresowną formą modlitwy. Jest spontanicznym głosem serca obdarowanego i cieszącego się majestatem Boga.
„Uwielbienie – to słowo prawdziwie niebiańskie – pisze Elżbieta. Wydaje mi się, że można je określić jako ekstazę miłości. Jest to miłość wstrząśnięta pięknem, mocą i bezmiarem umiłowanego przedmiotu” (Ostatnie rekolekcje, dzień 8).
Trwając w uwielbieniu przywracam Bogu właściwe, czyli pierwsze miejsce w moim życiu. Potwierdzam, że tylko On jest moim Panem, że jest dla mnie najważniejszy.
Pan Bóg pozwala nam siebie wielbić nie dlatego, że jest próżny i łasy na nasze pochlebstwa i komplementy. On nie potrzebuje naszej adoracji ani uwielbienia. Jeśli więc ta modlitwa jest Mu miła, to dlatego, że my możemy odnieść z niej wielkie korzyści duchowe. Otóż kiedy ktoś zachwyca się Bogiem, np. Jego miłością albo działaniem, jest wtedy całkowicie na Nim skoncentrowany, zapomina o sobie. Otwiera się przez to pełniej na Bożą łaskę. Kiedy uwielbiam Boga moje serce rozszerza się i otwiera na Jego obecność, miłość i działanie.
Dlatego uwielbienie jest powołaniem każdego człowieka. Wszyscy mamy powód, aby uwielbiać Boga, bo wszyscy zostaliśmy przez Niego obdarowani. Wszyscy zostaliśmy przez Niego stworzeni i odkupieni.
Ten, kto jest bardziej obdarowany przez Boga, ten Go i więcej uwielbi. Chwali Boga ten, kto żyje pełnią swego życia, pełnią swoich możliwości, swego powołania, pełnią dobra, jaką Bóg składa w każdym z nas. W chwaleniu Boga uczestniczy cały człowiek, z tym wszystkim czym jest i co posiada. Najświętsza Dziewica i Chrystus najbardziej Go uwielbili, ponieważ najwięcej otrzymali. Jest to podstawowa zasada prawdziwej duchowości. Jednak, aby naprawdę Boga uwielbiać, potrzeba widzieć wielkie rzeczy, jakie czyni dla nas. Człowiek skoncentrowany na sobie, na swoich potrzebach, a jeszcze bardziej na swoich brakach, zranieniach i niedoskonałościach – nie jest w stanie zobaczyć dobra wokół siebie i w sobie. Stąd też nie jest w stanie uwielbiać Boga, wyrażając Mu swoją wdzięczność.
„Chwałą Boga żyjący człowiek” – pisał w pierwszych wiekach chrześcijaństwach św. Ireneusz. Dzisiaj to samo powtarza Kościół w Katechizmie i odnosi do wszystkich ludzi. „Albowiem chwałą Boga jest człowiek żyjący, a życiem człowieka jest oglądanie Boga. (…) Celem ostatecznym stworzenia jest to, by Bóg „będąc Stwórcą wszystkiego”, stał się ostatecznie „wszystkim we wszystkich” (1 Kor 15,28), zapewniając równocześnie i własną chwałę, i nasze szczęście” (KKK 294).
Kościół uczy, że chwała Boża nie sprzeciwia się ludzkiemu szczęściu. Wprost odwrotnie, chwałą Boga jest człowiek żyjący, a więc szczęśliwy, żyjący pełnią życia otrzymanego od Boga. Szczęście człowieka i chwała Boża idą w parze, ale w tym życiu człowiek nie osiąga szczęścia dążąc do niego bezpośrednio. Paradoksalnie, kto dąży wprost do własnego szczęścia i zadowolenia, nigdy go nie znajdzie. Drogę do szczęścia odkrywamy niespodziewanie, zapominając o sobie. Św. Elżbieta ukazuje nam drogę do szczęścia poprzez zapomnienie o sobie aby uwielbiać chwałę Trójjedynego Boga. Człowiek wielbiąc Boga odnajduje swoje szczęście.
„Ojciec mój przez to dozna chwały, że owoc obfity przyniesiecie” (J 15,8) – mówi Jezus w Ewangelii św. Jana. Więcej chwały przynosi Mu ten, kto jest bardziej święty, kto realizuje w swoim życiu Boży plan i przeznaczenie. W tym ujęciu Słowo Wcielone, z racji niepojętych bogactw udzielonych Jego świętemu Człowieczeństwu, jest przez swe dary najdoskonalszym uwielbieniem chwały. Po Nim – Najświętsza Dziewica, która po Chrystusie otrzymała najwięcej. Dalej idą inni święci.
Elżbieta od Trójcy Przenajświętszej, ze zdumiewającą przenikliwością, bez wysiłku, pod wpływem łaski zrozumiała, że musi stać się wielką świętą przede wszystkim dla Boga. Musi osiągnąć możliwie najwyższą świętość, aby tym bardziej stać się uwielbieniem chwały. Zrozumiała, że dusza tym lepiej wypełni swoje zadanie uwielbienia chwały, im wyższe osiągnie szczyty świętości. Bóg jest uwielbiony w miarę, jak piękno Jego doskonałości odbiła się w duszach. Błogosławieni osiągnęli to najwyższe zjednoczenie przemieniające. Oni oglądają Boga w prostocie Jego Istoty. „Wtedy zaś będę poznawał tak, jak zostałem poznany” (1 Kor 13,12) – pisze św. Paweł.
„Uczyńmy człowieka na obraz i na podobieństwo nasze”(Rdz 1,26) – takie było pragnienie Stwórcy: móc oglądać siebie w stworzeniu; widzieć jak promieniują w nim wszystkie Jego doskonałości i cała Jego piękność. Stanowi to niejako powiększenie Jego chwały. Dusza, w której Bóg może się przeglądać, jest prawdziwie uwielbieniem chwały Jego Majestatu.
„’Uwielbienie chwały’ to dusza wpatrzona w Boga z wiarą i prostotą: żywe odzwierciedlenie Istoty Bożej – pisze Elżbieta. To jakby otchłań bezdenna, w której Bóg może się zagłębić. To niejako kryształ, przez który Bóg promieniuje i ogląda swoje doskonałości i własną wspaniałość. Dusza, w której Bóg w ten sposób może zaspokoić pragnienie udzielania wszystkiego, czym jest i co posiada, staje się doprawdy uwielbieniem chwały wszystkich Jego darów” (Niebo na ziemi, 13 modlitwa).
Odkrycie przez św. Elżbietę swojej nowej misji dokonywało się stopniowo. Po raz pierwszy wspomina o tym w liście do ks. Chevignard’a z 25 stycznia 1904 roku, który kończy się słowami: „Zjednoczmy się, aby dzięki miłości wszystko przebaczył i bądźmy, jak mówi św. Paweł 'uwielbieniem Jego chwały'”.
Wydaje się jednak, że decydująca dla okrycia przez Elżbietę swego nowego imienia była rozmowa ze starszą siostrą wiosną lub latem 1905 roku. Siostra ta rozmawiając z nią powiedziała: Znalazłam wspaniałe zdanie u św. Pawła: „Bóg stworzył nas dla uwielbienia swojej chwały”. Elżbieta była tym zdaniem przejęta i zachwycona. Łaska Boża posłużyła się wyrażeniem św. Pawła, którego tak bardzo kochała, aby porwać jej duszę ku szczytom. Nadała nowy kierunek życiu wewnętrznemu św. Elżbiety. Dnia 1 stycznia 1906 roku pisze:
„Pragnę księdzu zwierzyć moją wielką tajemnicę: Moim marzeniem jest stać się 'Uwielbieniem Jego Chwały’. Wyczytałam to u św. Pawła, a Oblubieniec mój dał mi do zrozumienia, iż to jest moim powołaniem już tu na ziemi, w oczekiwaniu chwili, gdy śpiewać będę nie kończące się 'Sanctus’ w Królestwie świętych. Prawdziwie jednak 'uwielbienie Chwały’ wymaga ogromnej wierności Bogu i śmierci wszystkiemu, co nie jest Nim. Tak, aby jedynie pod Jego dotknięciem dusza wydawała dźwięczne akordy”(List do ks. kan. Angles, 1 stycznia 1906).
Wobec sióstr z klasztoru, które znały jej tajemnicę, nie nazywała się inaczej jak tylko Uwielbienie Chwały. W postscriptum pożegnalnego list do swej siostry, Małgorzaty pisze: „To będzie moje imię w niebie”.
Gdy wieczorem w niedzielę Palmową 1906 roku Boski Mistrz dotknął ją druzgocącym kryzysem choroby, św. Elżbieta sądziła, że nadszedł jej koniec. Z radością oczekiwała śmierci. Zdziwionej lekką poprawą zdrowia, Chrystus dał jej do zrozumienia, że już nie dla niej są ziemskie zajęcia i że chce, by odtąd oddawała się wyłącznie Jego chwale. Uświadamia sobie wówczas lepiej znaczenie swego nowego imienia, które stanie się jej imieniem na ziemi i w wieczności. „Być Uwielbieniem Chwały Trójcy Świętej – oto nowe żądanie Boskiego Mistrza skierowane do niej na łożu boleści, które stało się ołtarzem jej nieustannej, całopalnej ofiary w zjednoczeniu z Nim” (List do ks. kan. Angles, lipiec 1906 r.)
Podczas, gdy jej organizm ulegał całkowitemu wyniszczeniu, dusza pozostała nieporuszona, przyjmując z ręki Boga wszelkie oczyszczenia. Wznosiła się ponad cierpienie, by poprzez każdą radość i każdy ból spełniać swoje zadanie Uwielbienia Chwały Trójcy Świętej. Jej życie wewnętrzne upraszcza się. Najpierw z wolna, potem coraz szybciej zaczyna zupełnie zapominać o sobie. We wszystkim nieustannie uwielbia Boga. Cała reszta wydaje się jej nicością.
Podczas, gdy układa swe ostanie rekolekcje, często cicho, prawie szeptem mówi do swej przeoryszy: „Czuję, że wiedzie mnie na Kalwarię. Tam dopełnia się każda świętość”.
„’Uwielbienie Chwały’ – pisze Elżbieta – jest z istoty swej duszą ukrzyżowaną. Widziała w niebie 'wielki tłum, którego nie mógł nikt policzyć’ (Ap 7,9), i wie, że „są to ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku i opłukali swe szaty, i w krwi Baranka je wybielili'” (Ostatnie rekolekcje, dzień 5).
Życie duchowe św. Elżbieta koncentruje się coraz bardziej na Jezusie Ukrzyżowanym. Pragnie upodobnić się do Niego. Ta myśl w czasie ostatnich rekolekcji nie opuszcza jej ani na chwilę:
„Dusza pragnąca służyć Bogu we dnie i w nocy w Jego świątyni, w tym przybytku wewnętrznym, o którym wspomina św. Paweł tymi słowy: 'Czyż nie wiecie, żeście świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w was’ – (1 Kor 3,16), dusza taka musi być zdecydowana na rzeczywiste uczestnictwo w męce swego Mistrza. Jak jest sama odkupiona, tak powinna współdziałać w odkupieniu innych dusz i dlatego będzie wygrywać na harfie: 'Co do mnie nie daj Boże, bym się miał chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa’ (Ga 6,14)” (Ostatnie rekolekcje, dzień 5).
Pod wpływem łaski, której nie mogła się oprzeć, św. Elżbieta odkrywa w ostatniej godzinie życia swój najwyższy ideał świętości. Podejmuje słowa św. Pawła z Listu do Efezjan, które tak mocno nią wstrząsnęły, gdyż są klasycznym tekstem teologicznym, dotyczącym ostatecznego celu naszego przeznaczenia w Chrystusie. Dzień i noc przejęta jest jedną myślą – uwielbieniem chwały Trójcy Świętej. W małym traktacie napisanym na użytek swej siostry czytamy:
„’Uwielbienie chwały’ to dusza trwająca w Bogu, miłująca Go miłością czystą i bezinteresowną, nie szukającą siebie w pociechach tej miłości. Dusza miłująca Go ponad wszystkie dary Jego, nawet gdyby od Niego nic nie otrzymała, powodująca się wielką, bezinteresowną miłością (…).
„W niebie naszej duszy bądźmy 'Uwielbieniem Chwały Trójcy Świętej’ chwałą miłości naszej Matki Niepokalanej. Nadejdzie dzień, kiedy spadnie zasłona i wprowadzą nas do przedsionków wiecznych. Tam śpiewać będziemy na łonie Miłości nieskończonej, a Bóg da nam imię nowe, obiecane zwycięzcy. Jakie ono będzie? 'Uwielbienie Chwały’ – 'Laudem gloriae'” (Ostatnie rekolekcje, dzień 5).
To nowe imię posiada ogromne znaczenie dla teologa, który chce zrozumieć ostateczny rozwój łaski chrztu u Elżbiety od Trójcy Przenajświętszej. To osobiste imię, przez które Dobry Pasterz wzywa każdą ze swych owiec, pozwala poznać kres przeznaczenia danej duszy. Jest ono najbardziej charakterystycznym rysem posłannictwa św. Elżbiety.
Wielką przeszkodą dla karmelitanki i dla każdej duszy kontemplatywnej jest obcowanie ze sobą, skupienie na sobie, zamiast obcowanie z Bogiem w sobie. Właściwą łaską Elżbiety od Trójcy Przenajświętszej, gdy już stała się Uwielbieniem Chwały, jest prowadzenie dusz do skupienia się na Bogu obecnym w ich własnej głębi, aby pomóc im wyjść z siebie przez miłość i uwielbienie chwały.
Jeśli chcemy poznać najgłębszą myśl św. Elżbiety, trzeba sięgnąć do jej ostatnich rekolekcji. Są one jakby summą mistyczną, kwintesencją jej duchowej nauki, spisaną w momencie najwznioślejszego mistycznego doświadczenia.
Jest to prawdziwy traktat o zjednoczeniu przemieniającym, tak jak je pojmowała idąc drogą swego powołania. Pozostawiła w nich program życia dla wszystkich, którzy by zapragnęli iść jej śladem: drogą świętości całkowicie zapominającej o sobie i całkowicie skierowanej ku najczystszej chwale Trójcy Przenajświętszej.