Modlitwa jest bramą

o. Paweł Hańczak OCD

„Bramą więc, którą się wchodzi do tej twierdzy jest, o ile ja rzecz rozumiem, modlitwa i rozważanie” (TW I, 7).

To stwierdzenie św. Teresy od Jezusa, tak bardzo bogate, otwiera przed nami wiele prawd – żeby wejść do swojej twierdzy, zamku, pałacu, czyli po prostu do własnego serca, trzeba zacząć się modlić i rozważać. Czyli, trzeba sobie od razu coś uzmysłowić: mogę żyć poza, poza własnym sercem – powierzchownie, nie spotykając samego siebie, nie wiedząc kim jestem, jaki jestem, jak tak naprawdę przeżywam rzeczywistość, i oczywiście nie wiedząc jednocześnie kim jest Bóg, który mieszka w samym centrum mojej duszy, mojego serca.

Zacząć się modlić. Ale co to znaczy? Oczywiście trzeba popatrzeć, w jaki sposób rozumiała modlitwę św. Teresa, bo ona chce przyjść nam z pomocą i ułatwić nam życie, naszą codzienność:

„Modlitwa wewnętrzna nie jest to zdaniem moim nic innego, tylko poufne i przyjacielskie z Bogiem obcowanie, po wiele razy powtarzana rozmowa, z Tym o którym wiemy, że nas miłuje” (Ż 8,5).

Przyjacielskie obcowanie, przebywanie, spotkanie. Mamy zacząć się spotykać na modlitwie z Bogiem. Takie proste i oczywiste, ale pociąga za sobą wiele skutków. Bo jeśli mam się z Kimś spotykać, wielokrotnie, codziennie, to muszę to wybrać. Będzie to częścią mojego dnia, mojej codzienności, nie coś przeżywanego od święta, ale wybór i to wybór Osoby, konkretnej Osoby, mój wybór bycia z nią – wpuszczanie kogoś w moją własną przestrzeń, w to, co przeżywam, co robię, w mój dzień.

Wymagać to będzie ode mnie, jak mówi nasza Święta, zwyczajnej ludzkiej determinacji, bo przecież przyjdą gorsze dni, zmęczenie, znużenie, słabość, grzech, nieumiejętność trwania, znudzenie, zwykła ludzka niedojrzałość – i dlatego wielokrotnie będzie to od nas wymagać heroizmu.

Ale to, co jest równie ważne: Teresa nie pisze o tym wszystkim teoretycznie, jako o czymś co wyczytała z książek, ona pisze z własnego doświadczenia. Wie, że nie ma innej drogi, nie ma innej bramy. Sama szukała, na różne sposoby, czy da się pogodzić życie „światowe” z byciem w relacji z Bogiem. I dochodzi do wniosku, że nie.

Bo spotkanie, jak już zwróciłem na to uwagę, pociągnie za sobą konkretne skutki. Muszę wiedzieć, przynajmniej chcieć wiedzieć, z Kim się spotykam. Chcę poznawać Tego Kogoś, odkrywać Jego Twarz, Jego sposób bycia, rozumowania, przeżywania. Odkrywać Osobę, odkrywać Jezusa. Jest to naturalną koleją rzeczy, czymś nieuchronnym. A więc sięgam do Pisma Świętego, sięgam do Ewangelii, by poznać, jak mówi św. Teresa, Tego, który mnie kocha. Czytam świętych – świadków, którzy już Go spotkali, po to by Go zrozumieć, na tyle na ile moje serce jest w stanie to zrobić. Coraz bardziej pragnę poznać Go – czyli przemieszczam się po pałacu, twierdzy, próbując do Niego dotrzeć, spotkać Go rzeczywiście, poszukuję Jezusa. I moje gorączkowe poszukiwanie Osoby, pragnienie spotkania, już jest modlitwą.

Poznawanie wnętrza pałacu, przygoda odkrywania i poszukiwania – to w rzeczywistości poszukiwanie Ukochanej Osoby. Bo Ten Ktoś, Sam Bóg, mnie kocha.

Ale poszukiwanie Boga, wchodzenie z Nim w relację, pociąga za sobą coś jeszcze. Coś, co powoli będzie się rodzić w sercu – pragnienie zrozumienia, dlaczego On mnie kocha, z jakiego powodu, co On we mnie widzi. W ten sposób dochodzimy do kolejnego punktu, o którym św. Teresa od Jezusa nieustannie wspomina – zaczynamy poznawać, kim jesteśmy, kim jesteśmy dla Niego, a w związku z tym, jak powinniśmy żyć.

Takie słowa przeczytamy na pierwszych kartach „Twierdzy wewnętrznej”:

„Niemała to strata i powód do zażenowania, że z naszej winy nie rozumiemy samych siebie, ani nie wiemy kim jesteśmy” (TW I,1)

Podstawą życia modlitwy, podstawą naszej ludzkiej codzienności jest dostrzeżenie, kim się jest, poznanie prawdy o sobie – stanięcie i życie w prawdzie, o którym tak często pisze i które tak ukochała św. Teresa. Zaczynamy dostrzegać różne „jaszczurki” – tysiące różnych słabości, niuansów w naszym życiu, przeróżnych konwenansów, manipulacji, naszych grzechów, słabości, niedoskonałości i niedojrzałości. Ale jednocześnie dostrzegamy coś jeszcze, coś o wiele ważniejszego od naszych grzechów i wad: dostrzegamy, że nasze serce, nasza dusza jest przepięknym pałacem, w którym mieszka Król.Może i z zewnątrz ten pałac jest zaniedbany, zabrudzony, gdzieś w środku – w pierwszych mieszkaniach i komnatach – wymaga remontu, ale jest zamieszkały. Nasze serce nie jest puste i nigdy nie jest samotne, pozostawione same sobie. Cały czas z nami Ktoś JEST. Św. Teresa od Jezusa chciałaby nam przypomnieć tę największą prawdę chrześcijaństwa – że nasze życie jest przebywaniem w Bożej obecności. Że nasze serce, nasz pałac, nasza twierdza, nasz zamek jest zamieszkały.

W „Drodze doskonałości” możemy przeczytać:

„Wiedziałam, że mam duszę, ale marnościami tego życia zasłaniając sobie oczy jak przepaską, nie widziałam, jaka jest jej cena, i jak wielki Gość w pośrodku jej przebywa. Gdybym wówczas znała tę prawdę, tak jak dzisiaj ją znam, że w tym maluczkim pałacu duszy mojej tak wielki mieszka Król, nie zostawiałabym Go tak często samego, choć niekiedy dotrzymywałabym Mu towarzystwa, a szczególnie pilniej bym się starała o to, aby ten pałac Jego nie był tak zaśmiecony” (DD 28,11).

Zacząć żyć ze świadomością Bożej obecności to jedna z największych prawd, o których mówi Święta Karmelitanka i to jednocześnie jedna z największych PRAWD naszej wiary. Jak powie nam św. Paweł: „to w Nim poruszamy się, żyjemy i jesteśmy”. A więc, w naszej codzienności, w naszej szarej, zwykłej, prostej codzienności, mamy się nauczyć SPOTYKAĆ. Spotykać z Osobą, która nas kocha, spotykać nieustannie – przebywać z Nim. Spotkanie, przebywanie „sam na sam z Bogiem”, ma nam pomóc uwierzyć w tę prawdę, że Bóg ze mną jest, że nie jestem sam.

Każdy z nas przeżywa przecież tysiące mniejszych lub większych kłopotów, trudności, krzywd. Św. Teresa chciałaby przed nami odkryć coś oczywistego, czym jednak niewiele osób żyje, co niewiele osób rozumie – my nie jesteśmy sami, nasze serce jest zamieszkałe przez Króla, którego jesteśmy własnością.

I przemieszczanie się w twierdzy, chodzenie po zamku, to w rzeczywistości przepiękny obraz drogi naszego rozwoju duchowego, nauczenia się przebywania i życia w Bożej obecności. Zrozumienie tej prawdy, jak się wchodzi do twierdzy, ale też jak się w niej przemieszczać, zmienia całe spojrzenie na rzeczywistość. Mamy odkryć głębię nas samych – jak jesteśmy ważni i wartościowi, odkryć własne piękno wewnętrzne i zacząć żyć w jedności z Jezusem.

W „Twierdzy wewnętrznej” Nasza Matka pisze o poszczególnych etapach drogi modlitwy –  o modlitwie ustnej, medytacji, rozważaniu, miłosnym spojrzeniu, kontemplacji. Etapy i sposoby modlitwy są różne. Jest ich w rzeczywistości tak wiele, jak wiele jest mieszkań. Trzeba też wyraźnie i jasno powiedzieć, że jest ich tak wiele, jak wielu jest ludzi. Każdy człowiek będzie przeżywał swoją modlitwę na inny sposób, gdyż każdy jest inny. Inną mamy historię naszego życia, inne zranienia, inne predyspozycje, inne dary i talenty. I nie mamy nigdy nikogo powielać. Trzeba uczyć się od innych, szukać inspiracji, czerpać z ich bogactwa, ale nie powielać. Ostatecznie, nasza modlitwa ma mieć rys bardzo osobisty, intymny, bo ma być spotkaniem dwóch serc – mojego serca i Serca Boga. To, co najważniejsze i co powinno przebijać w naszej modlitwie, to ześrodkowanie wszystkiego na Jezusie. To On jest Tym, który ma stać się najważniejszy. Sposobów modlitwy, etapów drogi jest wiele, ale sens jest jeden – spotkanie z Tym, o którym wiem, że mnie kocha.

I tutaj od razu powinien nam się przypomnieć ten obraz z domu rodzinnego św. Teresy od Jezusa – spotkanie Jezusa z Samarytanką. Teresa patrząc właśnie na ten obraz, mając go w pamięci i rozważając tę scenę, odkryła, że Jezus chce się z nami spotkać, ale chce też, byśmy zaczęli oddawać cześć Bogu w Duchu i prawdzie. By nasze życie z Bogiem było życiem z Nim w naszej codzienności, by nasza rzeczywistość stała się życiem w prawdzie, pozwalając się jednocześnie prowadzić na każdym kroku Jego Duchowi – Duchowi Świętemu.

Św. Teresa pisząc swoje dzieła o modlitwie – „Księgę życia”, „Drogę doskonałości” oraz „Twierdzę wewnętrzną” – chce nam przekazać prawdę, która ma radykalnie zmienić nasze spojrzenie na Boga, na siebie i całą rzeczywistość wokół nas. Nasze życie ma być spotkaniem, trwaniem w relacji z Bogiem. Właśnie od Jezusa mamy nauczyć się wchodzenia w relację z kimś drugim, z konkretnym człowiekiem.

„Modlitwa jest bramą” – bramą do nowego życia, do oddawania czci Bogu w Duchu i prawdzie, całym sercem, całym naszym istnieniem. To brama do życia w miłości, w obecności Króla, który pragnie doprowdzić nas do celu naszego życia – wiecznego spotkania.