Bajki na dobranoc.
Ze św. Teresą od Jezusa spotkałam się już jako dziecko, a historia tego jest dość humorystyczna. Początkowo nie byłam wychowywana religijnie. Moja mama, zajęta pracą zawodową, gromadką dzieci i kończeniem studiów, nie zawsze uczęszczała chociażby na niedzielną Eucharystię. Pewnego dnia jednak, tak znudziły ją obowiązkowe na każdym kierunku studiów teksty Władimira Ilicza Lenina i Marksa, typu „religia to opium dla mas”, że zmęczona i zirytowana odłożyła je i sięgnęła po Pismo Święte. Słowo Boże zafascynowało ją i wciągnęło. Zaczęła więc czytać także życiorysy świętych, którzy na tym Słowie oparli swoje życie i w ten sposób ja, zamiast bajki na dobranoc, słuchałam opowieści np. o św. Teresie. Oto jedna z nich,
którą szczególnie zapamiętałam: kiedy Teresa miała 7 lat, razem z bratem Rodrygiem czytywali żywoty świętych. „Mocno nas przerażało w czytaniach naszych to słowo, ze męka, tak samo jak chwała, trwa wiecznie. Zdarzało się nieraz, że długo o tym z sobą rozmawialiśmy i z upodobaniem powtarzaliśmy po wiele razy: Na wieki, na wieki, na wieki! Takim przez długie chwile potarzaniem
tego jednego słowa, raczył Pan wrazić w mój dziecinny umysł poznanie drogi prawdy.” Dzieci umówiły się, że pójdą do kraju Maurów, aby ponieść śmierć męczeńską dla Chrystusa i wyszły z domu na drogę wiodącą z Avila do Salamanki. Niedaleko,
zaraz za mostem, spotkał zbiegów stryj Francisco de Cepeda i strapionych odprowadził do domu. Jak zapisała Teresa: „Zdaje mi się, że odwagę do wykonania tego zamiaru, choć w tak młodym wieku, Pan nam dawał dostateczną, gdybyśmy tylko tam (do kraju Maurów) dostać się mogli. Ale główną w naszych oczach przeszkodą było to, że mieliśmy rodziców„. (Ż 1, 4)
Tej to historii słuchałam jako dziecko. Gdy dorosłam, poruszył mnie fragment z Zamku wewnętrznego: „Gdym dzisiaj, niezdolna nic wymyśleć ani nie wiedząc od czego zacząć to pisanie, polecone mi przez posłuszeństwo, klęczała na modlitwie i błagała Pana,
aby On raczył mówić za mnie, nasunęło mi się na myśl to, co zaraz opowiem jako fundament niejaki i podstawa wszystkiego. Przedstawiła mi się dusza nasza jako twierdza cała z jednego diamentu albo na wskroś przejrzystego kryształu, podzielona na wiele rozmaitych komnat, podobnie jak i w niebie mieszkań jest wiele. Bo w istocie, siostry, jeśli dobrze rzecz zważymy, dusza sprawiedliwego nie jest niczym innym jak prawdziwym rajem, w którym, jak Pan mówi, z radością przebywa. Jakież bowiem, powiedzcie same, musi być to mieszkanie, w którym Król tak potężny, tak mądry, tak przeczysty, tak dobra wszelkiego pełny, rozkosz dla siebie znajduje?
Daremnie szukam i nic nie znajduję, do czego by można było porównać przedziwną piękność i ogromną pojemność duszy ludzkiej.
I w rzeczy samej, jak umysł nasz, jakkolwiek by był bystry, nie zdoła pojąć Boga, tak również ledwo może pojąć wielkość duszy,
którą Bóg, jak nam to własnym słowem swoim oznajmia, stworzył na swój obraz i podobną sobie. A jeżeli tak jest w istocie, na próżno trudziłybyśmy się, chcąc zrozumieć w zupełności całą piękność tej twierdzy; bo jakkolwiek między duszą stworzoną a Bogiem taka zachodzi różnica, jak pomiędzy Stwórcą a stworzeniem, dość przecie tego, co nam Pan mówi, iż stworzona jest na podobieństwo Jego, abyśmy zrozumieli, że nie zdołamy pojąć tak wielkiej piękności i godności duszy ludzkiej”. Te słowa zachwycają mnie do dziś, chciałabym się tą prawdą podzielić z każdym – naprawdę, tak blisko nas jest największy Skarb!